To czego każdy oczekuje
od życia.
Miłość.
Pieniądze.
Przyjaźń.
Czas.
Może mieć od tak.
Jednak każdy pod każdym
dołki kopie.
Każdy każdemu krzywdę
wyrządza.
Dla każdego cenne własne
życie jest,
Marnuje go na zatracenie.
Po co to wszystko?
Nie rozumiem...
Proszę. Boże.
Jeśli naprawdę mnie
słyszysz.
Wybaw mnie od życia w
grzechu.
Pozwól żyć w edenie
,rajem zwanym.
Pozwól mi poczuć czym
prawdziwa wolność jest.
...
Ale Bóg mnie nie
usłyszał.
A ja błagałem dalej.
Głośniej.
Głośniej.
Głośniej!
Bóg mnie usłyszał.
I zapytał.
Po co Ci wolność skoro i
tak jej nie wykorzystasz?
Odpowiedz miałem już
dawno w głowie.
Podczas bezsennych nocy
spędzonych w bieli i czerni skąpany.
„Wolność jest bym
zaczerpnąć oddechu mógł.”
Przecież...
Bez wolności nie polecę.
A tego właśnie pragnę.
Wnieść się ponad
chmury.
Wgłąb jezior.
Wszędzie byle nie na
ziemi.
Gdzie koszmarów noc
nastała.
Nikt nie uwolni się z pod mych
skrzydeł.
Czarnych niczym duma kruka.
Każdy mówi sobie
„Dobrze”
Ukrywając żal pod
pazuchem kłamstw.
Uśmiechając się do
deszczu.
Płacz słychać gdy
słońce wschodzi ,
Cichną łkania gdy zachodzi.
Cichną łkania gdy zachodzi.
Dlaczego ludzie za dnia
cierpią .
A Noc im ukojenie
przynosi?
Wszyscy są już wymęczeni.
Nikt nie ma już siły
wstać.
Dlatego chce się uwolnić.
I nie po to by „Sobą”
być.
A wolnym człowiekiem.
Wolnym jak ptak.
Jak trująca ryba w
oceanie.
Nie musząc jeść.
Nie musząc się bronic.
Tylko gnać.
Gnać.
Gnać!
Chen daleko.
Tam gdzie mój wzrok w
ciemności odumarł.
...
...
To czego pragnę nie różni
się od marzeń innych.
Chce wolności .
Mojej własnej.
Pragnę reinkarnacji.
Dlatego Bożę.
Proszę.
Siedząc tu na murku
wysokim.
Zwieszając nogi w
przestworzach.
Patrząc na ocean srogi,
Proszę pozwól mi to
zakończyć.
Życie pod niewola nóg,
Proszę pozwól mi
odetchnąć.
Aż miejsca zabraknie u
kresu mych płuc.
Proszę pozwól nasycić
się słońcem.
I poczuć na skórze
deszcz.
Chce uciec stad,daleko
stąd.
Proszę pozwól poszybować
mi tam w niebie.
Zanim najdzie życia kres.
Pragnę tylko poznać
smak.
Smak wolności. Uroku
wiatr.
Wody też chce czuć po pas.
Wiatr na twarzy czy we
włosach.
Tam gdzie nie dociera
blask.
Złotych oczu jak u lwa.
Nie chce słyszeć już
tych kłamstw.
W własnym życiu pragne trwać.
Które moja historia
właśnie tka.
Sięgnę więc po pióro złotę
i zamoczę w atramencię.
I napiszę,Ci.
Chce poczuć tortury smak.
I ognia poczuć na bosych
stopach.
Chce.
Chce.
Chce!
Proszę pozwól mi ściąć
włosów kłos.
By zerwać wszelkie więzi
z tymi którzy mnie łączą.
Bym swobodnie mógł
odfrunąć i nurkować.
Głęboko.
Głębiej.
Tam bez dna.
I nie ujrzeć więcej
światła,
By ujrzeć więcej dnia...
By ujrzeć więcej dnia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz