Choć zawsze Cię wielbiłam.
Z ukrycia obserwowałam.
Pragnęłam Ciebie dotknąć.
A tyś była czysta.
Ale teraz.
Twoja biała skóra brudna.
Delikatne ciało zniszczone.
Podrapane .
Poobijane.
Pogryzione.
Rozcięta zostałaś.
Na mym stole leżysz.
W szkarłacie skąpana.
Oczy niegdyś czyste.
Niczym śniętej ryby patrzą na mnie
pusto.
Usta popękane i wysuszone .
Wciąż rozwarte w bezdźwięcznym
krzyku.
Jasne włosy rozsypane wokół głowy.
Niczym u Anioła aureola.
A ty.
Już nie biała.
Bo w czerwieni wnętrzności skąpana.
Ze stołu do pełnej wanny trafiłaś.
I z przeźroczystej woda czerwona się
stała.
Twój makijaż rozmazany.
Twoje włosy poplątane.
Teraz jesteś idealna.
Moja.
Tylko moja.
I nikomu Cie nie oddam.
Ani bogu.
Ani czyśćcu.
Na dno piekła ze mną pójdziesz.
I tak weszłam do wody krwistej.
Na twych ustach ostatni pocałunek.
Na twych ramionach ostatni uścisk.
Na mej szyi twoja dłoń.
I ostatni mój dech.
Już zawsze będziemy razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz